Radni walczyli o głos!

Wracamy do zorganizowanej w środę w trybie nadzwyczajnym sesji Rady Miejskiej Kościana. Główny cel sesji, zwolnienie skarbnik, nie był bowiem jedynym tematem, który wzbudził emocje. Radni walczyli podczas niej o głos, którego po raz kolejny im odmówiono.

Zwolnienie przez burmistrza Piotra Ruszkiewicza skarbnik miasta Hanny Włodarczak spotkało się z oburzeniem wielu mieszkańców miasta, ale nie tylko. Sprawę komentowali, zarówno publicznie, jak i w prywatnych rozmowach, mieszkańcy ościennych gmin, a nawet powiatów. Pisząc na ten temat w artykule “Ostra dyskusja na sesji” obiecaliśmy, że wrócimy jeszcze do samego początku posiedzenia. Pojawiły się bowiem wątpliwości, co do legalności zwołania sesji, a także jej kształtu. Radni ponownie walczyli o głos, tym razem apelując o dodanie punktu “wolne głosy i wnioski”.

Reklama

Warto na początku podkreślić, że to nie pierwszy raz kościańscy radni muszą apelować o możliwość zabrania głosu. Już kilka lat temu usunięto z programu sesji punkt, w którym radni mogli zadawać pytania. Tutaj niestety wina leży po stronie ustawodawcy, który tworząc nieścisłe zapisy pozwolił na wykorzystywanie ich przez władze gmin, które boją się odpowiadać na pytania od razu. W okolicy Kościana nadal pytania zadawać mogą chociażby radni z Czempinia i Śmigla. W Śmiglu jest nawet punkt dotyczący pytań od przewodniczących osiedli i sołtysów.

Przewodniczący kościańskiej rady, Dawid Olejniczak, nie udziela głosu praktycznie nikomu, poza burmistrzem, który, jak usłyszeliśmy po środowej sesji, “może zabierać głos kiedy chce i jak długo chce“. Gdy przedstawiciel zarządu osiedla, na jednej z poprzednich sesji, próbował zabrać głos, nie pozwolono mu mimo, że statut gminy miejskiej Kościan wyraźnie daje takie prawo: “Przewodniczący zarządu osiedla lub jego zastępca może uczestniczyć w sesjach rady miejskiej z prawem zabierania głosu w sprawach dotyczących osiedla“.

Reklama

Sesja nielegalna?

Na nadzwyczajnej sesji, zwołanej na wniosek burmistrza, punktu “wolne głosy i wnioski” nie zawarto. Najpierw o dodanie tego punktu wniósł radny Łukasz Naglik. O to samo zaapelował radny Marcin Betlej.

Rozdział piąty naszego statutu precyzyjnie definiuje, co porządek obrad powinien zawierać. Jest tam mowa o wolnych głosach i wnioskach. Z kolei orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego wskazuje, że użycie słowa powinien jest równoznaczne z obowiązkiem podjęcia działania – podkreślił. To jednak nie wszystko. – Sesja powinna się odbyć w ciągu siedmiu dni od złożenia wniosku przez burmistrza o zwołanie sesji. Taki wniosek złożył 17 października. W którym, z tych siedmiu dni ma się odbyć reguluje nasz statut. O sesji należy powiadomić co najmniej pięć dni przed sesją. Zawiadomienie radni dostali 18 października, sesja powinna się więc odbyć 24 października, w poniedziałek – wyjaśnił radny Betlej. Powołał się też na orzecznictwa sądów. Zwrócił dodatkowo uwagę, że radni PZK wcześniej wiedzieli, kto będzie nowym skarbnikiem, złamano więc konstytucyjną zasadę sprawiedliwości społecznej.

Ja nie muszę się przed niczym bronić. Jest pan młodym radnym i jakoś pan tej różnicy nie widział 1 marca, kiedy również zwoływaliśmy sesję w trybie nadzwyczajnym. Przewodniczący zwołuje sesję na wniosek burmistrza i to on ustala proponowany porządek obrad. Nie ma pan podstaw, żeby twierdzić, że klub PZK wiedział wcześniej. Nie mogłem podać nazwiska wcześniej, bo dopiero dziś wpłynął do mnie wniosek – odpowiedział Dawid Olejniczak. Co chciał osiągnąć przewodniczący powołując się na krótki staż radnego nie wiadomo. Zapewne podważyć jego kompetencje, ale ataki osobiste to raczej żałosną forma dyskusji. Podstawy co do twierdzenia, że radni PZK mogli znać wcześniej nazwisko skarbnik były w uzasadnieniu do uchwały, gdzie zastosowano formę żeńską, czyli wiadomo było, że skarbnikiem będzie kobieta. Na to uwagę zwróciła radna Małgorzata Igłowicz-Betlej.

Co do terminu sesji odniósł się mecenas Piotr Dopierała. Wyjaśnił, że ustawa zezwala na organizację nadzwyczajnej sesji w którykolwiek z tych siedmiu dni, zapisy statutu są więc nieważne. Podkreślił też, że jeśli wspomniany w statucie termin pięciodniowy nie zostanie zachowany, radni mają prawo taką sesję przerwać i zorganizować w innym. W ocenie mecenasa, pod względem formalno-prawnym, wszystko odbywało się więc zgodnie z prawem.

Wolnych głosów nie będzie, bo nie

W końcu powrócono do tematu wolnych głosów. Przed głosowaniem Dawid Olejniczak zapytał burmistrza, czy wyraża zgodę na wprowadzenie tego punktu. – Mój wniosek był jednoznaczny. Odpowiedź jest jednoznaczna – powiedział Ruszkiewicz. Głosowania nad wnioskiem więc nie było. Radni nie mogli więc pod koniec sesji wyrazić swojej opinii, z czego skorzystać chciała radna Igłowicz-Betlej. Jako, że nie mogła, choć krótką część swojego zdania chciała zawrzeć podczas podczas dyskusji nad odwołaniem skarbnik. Nie było jej dane, bo wtedy, o czym pisaliśmy wczoraj, przerwał jej przewodniczący.

Go to TOP