Zbieg okoliczności, czy znęcanie się nad psem?

Przed kościańskim sądem odbyła się druga rozprawa małżeństwa z Kościana, których oskarżono o znęcanie się nad psem. Nero (któremu nadano później imię Miodek) został interwencyjnie odebrany w sierpniu ubiegłego roku.

W grudniu odbyła się pierwsza rozprawa w tej sprawie, pisaliśmy o tym w artykule: “Oskarżeni o znęcanie się nad psem!”. Podczas drugiego posiedzenia zeznawali policjanci, którzy zostali wezwani na miejsce interwencji oraz jeden ze świadków oskarżonych. Obydwaj funkcjonariusze zaznaczyli, że nie pamiętają dokładnie przebiegu interwencji, ponieważ minęło już od niej sporo czasu. – Pamiętam, że to było w zeszłym roku, w miesiącach letnich. Z polecenia dyżurnego udaliśmy się na interwencję, gdzie w strasznych warunkach miał przebywać pies – opowiadał pierwszy z nich. Po udaniu się na miejsce policjanci zastali działaczki ochrony zwierząt. Jako, że nikogo z właścicieli nieruchomości nie było wtedy na miejscu, zapytali sąsiadów do kogo pies należy. Dowiedzieli się, że małżeństwo wyjechało, a psem opiekuje się mężczyzna, jednak nikt nie potrafił wskazać, o kogo dokładnie chodzi. Podjęto więc decyzję o wejściu na posesję. – Za budynkiem znajdowała się buda i pies, który wystawił głowę gdy się zbliżyliśmy. Miał problemy ze wstaniem, przez tylne łapy. Buda znajdowała się w kojcu, była też miska ze spleśniałym jedzeniem. Pies miał posklejane futro, a wokół znajdowało się wiele odchodów. Potem pies powoli dał radę wyjść, wyglądał makabrycznie, jednak nie znam się na psach i nie mogę ocenić jego stanu zdrowia – relacjonował funkcjonariusz. Dodał także, że panie z ochrony zwierząt zabrały psa i poinformowały ich o tym, że złożą zawiadomienie o podejrzeniu znęcania się nad zwierzęciem.

Reklama

Drugi z funkcjonariuszy niewiele pamiętał z interwencji. – Pies rzeczywiście znajdował się w fekaliach, a jedzenie było spleśniałe, ale tylko tyle pamiętam, bo fundacja coraz częściej zgłasza nam podobne interwencje. Ta nie różniła się raczej od innych. Pamiętam jeszcze że pies był już wiekowy – wyjaśniał.

Świadek oskarżonych zeznał z kolei, że kilkakrotnie miał kontakt z psem, ponieważ mieszka niedaleko i z racji swojego zawodu naprawiał na posesji oskarżonych kojec i budę. – Kojec co najmniej dwa razy, budę też, a raz, wcale nie tak dawno, była wymieniana na nową – opowiadał. – Z tego co widziałem, pies był w dobrym stanie i przebywał w dobrych warunkach. Kojec miał wymiary co najmniej 2,5 metra na 2,5 metra. Pokryty był daszkiem z płyt i papą. W środku znajdowała się buda wyłożona słomą i miski. Gdy dokonywałem napraw to pies biegał swobodnie po posesji – wyjaśniał. Jak dodał, zdarzało się też że widywał psa w innych sytuacjach i zwierzę zawsze było zadbane. – Był to ładny owczarek długowłosy. Nigdy nie zauważyłem, by źle go traktowano. To, czy pies był wygłodzony ciężko by było w ogóle zauważyć z powodu jego długich włosów, ale wyglądał dobrze, a w pobliżu kojca stały czasami naczynia ze specjalnie gotowanym dla niego jedzeniem. Gdyby miał jakieś kołtuny na pewno bym zauważył – zaznaczył. Na pytanie o to, kiedy ostatni raz był na posesji oskarżonych mężczyzna odpowiedział, że około 2 lat temu.

Reklama

Nie udało się niestety przesłuchać ostatniego świadka, z powodu nagłej sytuacji i jego nieobecności. Odtworzono za to filmik nagrany podczas interwencji, który może rzucić światło na to, jak naprawdę pies wyglądał feralnego dnia. Na nagraniu widać, że pies rzeczywiście był trochę brudny, ale głównie w tylnej części ciała i od spodu, prawdopodobnie od leżenia na mokrych deskach. Nagrane zostały również warunki w których przebywał, a które odbiegają nieco od wcześniejszych makabrycznych zeznań. Owszem, deski w kojcu są brudne i wilgotne, jednak nie ma tam grubej warstwy zalegających fekaliów. W misce rzeczywiście znajdował się spleśniały chleb, ale już z kolei woda nie była zielona, a glony znajdowały się na plastikowych ściankach pojemnika w którym się znajdowała. Sama woda, co widać na filmiku, jest przejrzysta.  Obrona już wcześniej zaznaczyła, że stan ten mógł być spowodowany wcześniejszymi dwiema burzami, podczas których intensywnie padał deszcz, a po przyjeździe właściciele zauważyli też, że dach kojca jest uszkodzony. Jako, że mężczyzna opiekujący się psem podczas nieobecności małżeństwa bał się zwierzęcia, to nie sprzątał regularnie kojca, co sam zaznał podczas pierwszej rozprawy.

Właściciele Nera (Miodka), przekazali także sądowi książeczkę psa z jego przebiegiem leczenia, a także potwierdzenia szczepień i dokumenty dotyczące zwierząt, które posiadali wcześniej. Małżeństwo przekazuje także darowizny do schroniska w Gaju na opiekę nad zwierzęciem, oddali też do schroniska pozostałe po nim kilka worków karmy.

Sprawie będziemy nadal się przyglądać, ponieważ wzbudza ona spore zainteresowanie. Kolejna rozprawa, podczas której przesłuchany zostanie ostatni świadek odbędzie się w czerwcu.

Go to TOP